Nagrody Solanina rozdane
3 Solanin Film Festiwal dobiegł końca. Raz jeszcze okazało się, że niezależne kino niekomercyjne może znaleźć i znajduje odbiorców. 3 też raz główną nagrodę festiwalu Grand Prix zdobył film dokumentalny - Getto Gospel Jakuba Radeja.
4 dni pełne offowych niezależnych filmów konkursowych, koncertów i pokazów specjalnych minęły szybko. Zacznijmy od najważniejszego: jury w składzie Natalia Rybicka, Paweł Sala, Przemysław Bluszcz i Eryk Lubos przyznało kilka nagród głównych: nagrodę specjalną jury dla filmu Pokój w reżyserii Macieja Bochniaka; nagrodę publiczności - dla Sztuki Narzekania Karolin Łuczak, w kategorii Inna Forma dla animowanego filmu Rosa Alba Beniamina Szweda, za „oryginalność, dbałość o szczegół i doskonałą reżyserię, prawie Grand Prix" - uzasadniało jury; najlepszy dokument - Ułan Jakuba Radeja, za pokazanie człowieka w desperacki sposób próbującego uciec przed śmiercią, za trafny i porażający finał - mówiło jury; najlepszy film lubuski - drugi raz Sztuka Narzekania; dla najlepszego filmu fabularnego - Kamień Wojciecha Antosika; i nagroda Główna Grand Prix dla Getto Gospel raz jeszcze w reżyserii Jakuba Radeja - poruszająca historia młodego człowieka, próbującego wyjść z zamkniętego kręgu, dokument, który ogląda się, jak fabułę - uzasadniło jury.
Jakub Radej nie dotarł na festiwal osobiście, ale zdążył przysłać krótki filmik z podziękowaniami. - Bardzo się cieszę, że ludzie, na co dzień pracujący w filmie fabularnym docenili dokument, dziękuję bohaterom mojego filmu i opiekunom artystycznym.
A wśród 5 wyróżnień znalazły się: Każdy ma swoje kino, Krwawy księżyc, Droga Mistrza, Zenek i Takie Życie.
Wszyscy jurorzy byli niezmiernie zadowoleni, że mogli wziąć udział w nowosolskim festiwalu. - Cieszy mnie to, że było, z czego wybierać. A o niewyróżnionych filmach muszę powiedzieć, że miały duży potencjał. Czasami gdzieś czegoś było za dużo, albo nie ta kolejność scen, ale już kilka sensownych rad pozwoliłoby i tym filmom zdobywać nagrody - ocenił Paweł Sala, reżyser i scenarzysta.
- To było moje pierwsze jurorowanie i mam nadzieję, że nie ostatnie. Dobrze było zobaczyć takie krótkie „seciki", bo to napompowało mnie energią - przyznał Eryk Lubos, który już w piątek zachwycał się tym kinowymi atrakcjami. - Chcę oglądać drugi blok już. To jest chyba wniosek oczywisty, tak? Wkręcam się. Dziewięć filmów w bloku - to jest mądrze skomponowane przez organizatorów, bo ta kompozycja jest nawet dramaturgiczna i dosyć poważna. Tematyka podobna, filmy są pozbierana do kupy. Ogląda się po prostu - mówił po obejrzeniu pierwszego „pakietu" filmów E. Lubos.
- Wiele z filmów niosło dużo sensu. Sztuka filmowa trwa i będzie trwać, to jest fajne - cieszył się Przemysław Bluszcz.
Na końcowej gali podziękowań, absolutnie zasłużonych, osobom i instytucjom, które przyczyniły się do „życia" festiwalu nie było końca. - Dziękuję wszystkim, którzy pomogli, urzędowi marszałkowskiemu, starostwu, urzędowi miasta, sieci kin studyjnych i lokalnych, bibliotece i domowi kultury. Wszystkim sponsorom, restauracjom i pizzeriom pomagającym w wyżywianiu, prasie i portalom internetowym - dziękował dyrektor festiwalu Grzegorz Potęga. - To były cztery na prawdę mocne dni, podczas których udało się wypełnić zakładany program w 100%. Cieszymy się i dziękujemy, że uwierzyliście w kino niezależne, że sale podczas pokazów nigdy nie były puste - mówił ze sceny jeden z najbardziej zabieganych, i zasłużonych jednocześnie, członków grupy organizacyjnej, drugi dyrektor Konrad Paszkowski.
Dlaczego kolejnego solanina znów wygrał film dokumentalny? - Na pewno dokument jest mocniejszą stroną kina niezależnego, ponieważ twórcy poruszają tematy im bliskie. Mają moc prawdy, o człowieku, o tym, co twórcę boli, z czym się nie zgadza, są emocje, jest przekaz. A fabuła powinna być naturalnym drugim etapem, gdy już nauczymy się robić dokument, taka kolejność jest najlepsza - wyjaśnia P. Sala, który żałował, że nie mógł podyskutować z twórcami filmów. - Brakowało takiego spotkania od razu po obejrzeniu, aż chciało się porozmawiać i wskazać, co należałoby poprawić, by filmy było jeszcze lepsze. Widzi się, że to jest fajny materiał, ale zwykle za długi. To jest choroba młodych reżyserów, gdy mają dużo materiału i żal im go pociąć, bo wydaje im się, że jak więcej, to lepiej. Jednak nie zawsze tak jest. Odchudzanie filmu dobrze mu robi - mówił. - A za rok przyjechaliby na festiwal z filmami jeszcze ciekawszymi, po wyciągnięciu wniosków - dodała Natalia Rybicka.
Bycie jurorem, czyli przekwalifikowanie się z na co dzień ocenianego na oceniającego, jak się okazuje nie jest takie łatwe. - To jest problem, bo trzeba bardzo precyzyjnie oceniać. Nie można podejść na zasadzie „podoba mi się i tyle". Trzeba mieć silne argumenty, które udowodnią, dlaczego dany film jest dobry, albo zły, tym bardziej, gdyby twórca przyszedł do nas, aby mu wyjaśnić naszą ocenę. Trzeba tłumaczyć tak, by się nie uraził, ale żeby poczuł, że racja rzeczywiście jest po naszej stronie - mówił P. Sala. - Ja dopiero uczyłam się oceniania filmów. To była jednak doskonała lekcja. Czasem miałam takie wątpliwości, dlaczego moja praca nie została doceniona. A teraz widzę, że bycie jurorem, to jest ciężka praca, że można czegoś nie zauważyć, że coś niekoniecznie może być złe, ale było wiele czynników, które wpływają na niekorzystny werdykt - wyjaśniała N. Rybicka.