Data publikacji: 2011-08-24 00:32:29Dzień Sądu - czwarty dzień Solanina
Choć dołożono wszelkich starań, by rozciągnąć dobę do granic możliwości, ostatni dzień 3. Solanin Film Festiwal po prostu musiał nadejść.
Organizowanie imprez towarzyszących to genialny pomysł. Niestety, bawiąc się, uczestnicy, a przede wszystkim organizatorzy, nie myślą o tym, że następnego dnia trzeba wcześnie wstać, by przygotować kolejne spotkania.
Nic to jednak! Czwarty, jakże emocjonujący dzień SFF postanowił nadejść krokiem zdecydowanym i bezkompromisowym. Przecież w końcu musieliśmy się dowiedzieć, do kogo trafi statuetka Solanina, nieco w tym roku odmieniona. Ale zanim rozpoczęła się gala podsumowująca festiwal, wszyscy, którzy przybyli do kina Odra, mogli skorzystać z zapowiedzianych na ten dzień atrakcji. Ci, którym się udało stawić jeszcze przed południem, zostali nagrodzeni możliwością uczestniczenia w warsztatach filmowych, prowadzonych przez twórców portalu Muvish.com.
Po ich zakończeniu w kinie pojawili się najmłodsi kinomaniacy. Wszystko za sprawą pokazu Solanin Dzieciom. Mogli oni nie tylko obejrzeć na wielkim ekranie przygody bohaterów bajek: Reksia czy Bolka i Lolka, ale także wysłuchać historii Czerwonego Kapturka, którą zaprezentowali Jurorzy festiwalu. Natalia Rybicka jako Czerwony Kapturek skradła niejedno młode, męskie serce, ale to brawurowa interpretacja Eryka Lubosa, który wcielił się w rolę jej mamy, zachwyciła wszystkich. Fantazji nie można odmówić Przemysławowi Bluszczowi ani Pawłowi Sali. Brawo!
Godzina 15:00 zbliżała się nieubłagalnie. Gdy w biurze trwały gorączkowe przygotowania do gali, sala powoli zapełniała się widzami, którzy w napięciu oczekiwali na werdykt. Z kilkuminutowym opóźnieniem na scenie pojawili się Dyrektorzy festiwalu i Jury. Przedstawiono listę zwycięzców. Niestety, i tym razem, podobnie jak na gali rozpoczęcia, nie obyło się bez drobnych wpadek – znowu psikusa sprawił sprzęt. Dobrze, że organizatorom nie zabrakło żelaznych nerwów i poczucia humoru. Grand Prix, Nagroda Publiczności, Specjalna Nagroda Jury oraz pozostałe statuetki powędrowały w ręce twórców najlepszych obrazów. I podziękowania. Cała masa podziękowań, również dla ekipy solennie pracującej przy organizacji festiwalu, który rozrósł się jak nastolatek po sterydach, toteż lista nazwisk wymienionych przez prowadzących zdawała się nie mieć końca. Wszyscy zostali sprawiedliwie nagrodzeni brawami. Zrobiło się wzruszająco.
Krótko trwała ta chwila uniesienia, gdyż za chwilę miał się zacząć pokaz kolejnego filmu studyjnego – „Młyn i krzyż”, a po nim na scenie pojawił się Michał Kasprzak w monodramie „Ja, Ediczka”. Wieczorem niezwykłe dzieło mistrza kina - Larsa von Triera – „Melancholia”. Tym obrazem pożegnaliśmy widzów festiwalu. Tytuł jakże adekwatny do nastroju uczestników. „To jest już koniec, nie ma już nic”? Koniec być może, ale to, co pozostało po 3. edycji SFF, to coś zdecydowanie więcej niż wspaniałe wspomnienia. Chyba każdy: twórcy filmów, widzowie, organizatorzy mogliby tu dorzucić własne odczucia. Dla nas najważniejsze są te pozytywne. Niemożliwe okazało się możliwe. Ba! Przerosło oczekiwania, wysoko podnosząc poprzeczkę następnej, czwartej edycji.
Drodzy Widzowie, za rok 5 dni święta kina! Dziś dziękujemy za Waszą obecność. Teraz oczekujcie… Nieoczekiwanego.
A my, jak śpiewał poeta:
Róbmy swoje,
Bo dopóki nam się chce,
Drobiazgów parę się uchowa:
Kultura, sztuka, wolność słowa, dlatego
Róbmy swoje…*
*Potwierdzam...