Data publikacji: 2011-08-21 18:06:02Chwilo trwaj! Trwaj festiwalu, czyli trzeci dzień Solanina.
Festiwal w pełni. W trakcie trzeciego dnia jego trwania wydawałoby się, że Solanizatorzy zapomnieli już czym jest zmęczenie a słowo sen zastąpili słowem kawa.
Po co spać, kiedy tyle się dzieje? Co ambitniejsze jednostki pojawiły się w Kinie już z samego rana. Zdawać by się mogło, że idą tam prosto z Teatralnej, w której odbył się recital Marty Honzatko. Ale o tym za chwilę. Zacznijmy od początku. „Tyle słońca w całym mieście!” – chciałoby się rzec widząc sobotnie niebo nad Nową Solą. Baterie spokojnie ładują się podczas kolejnych seansów. Biblioteka Miejska? Pękała w szwach. Wolontariusze w pośpiechu dostawiali krzesła żądnej dobrego kina publiczności. Dom Kultury pracował spokojniej, ale frekwencja również bardzo zadowalająca. W kinie Odra od pierwszego seansu systematycznie zwiększała się fala zalewająca salę. Nie dziwi to nic a nic. O 16:00 wystąpił teatr Terminus A Quo.
Nie co dzień zdarza się w Nowej Soli by w ciągu jednego dnia można było obejrzeć 5 znakomitych dzieł wielkiego ekranu a na dodatek później porozmawiać z ich twórcami. Na początek – „Czarny czwartek”. Marta Honzatko, odtwórczyni głównej roli ochoczo podzieliła się z widzami doświadczeniami z planu. Zdradziła też szczegóły współpracy z uczestnikami wydarzeń przedstawionych w filmie. Kolejnym oglądanym obrazem był „Chrzest” z udziałem jurorki, Natalii Rybickiej. Aktorka zauroczyła publiczność wdziękiem i otwartością z jaką odpowiadała na pytania. Najdłuższe spotkanie należało jednak do Pawła Sali, które odbyło się tuż po projekcji „Matki Teresy od kotów”. Reżyser przez ponad godzinę starał się wyczerpująco odpowiadać na pytania zafrapowanej publiki. Jedni postanowili zostać w kinie by obejrzeć „Kła”, Inni udali Się do Teatralnej na recital Marty Honzatko. I tam działa się magia. Energia i charyzma wprost uderzała w zahipnotyzowaną publiczność. Nowa Sól zachwycona, Marta dziękuje i obiecuje pojawić się na zakończeniu festiwalu. Do steru dopada się Jury Soundsystem. Samozwańcza jednostka w postaci Przemysława Bluszcza sprawiła, że kawiarnia znów zmieniła się w wielki parkiet. Upust swym emocjom w dzikich pląsach dawali wszyscy, którym tylko pozwalała na to resztka sił witalnych. Niemal tradycyjnie już Solanizatorom nie pozwalało zasnąć rażące w oczy słońce. Coś pięknego.